Ekologiczne targi w Norymberdze organizowane są od roku 1993. BioFach jest największym tego rodzaju przedsięwzięciem na świecie, które w tym roku pobiło swój własny rekord popularności.
Ekologiczne targi w Norymberdze odbyły się w tym roku pomiędzy 11 a 14 lutego i były zarówno dla wystawców, jak i organizatorów dużym sukcesem. Liczba odwiedzających wzrosła w porównaniu z rokiem ubiegłym o całe 5% i wyniosła 44 tysiące. 2.348 wystawców z 76 krajów podzieliło między siebie 44.231 m2 powierzchni wystawienniczej, czyli o 4% więcej niż rok temu. Gospodarze zajęli 630 stanowisk, co stanowiło 30% wystawców, Włosi 297, Francja 114, a Holandia będąca partnerem tegorocznych targów - 99. Tradycją stało się połączenie prezentacji żywności ekologicznej z naturalnymi kosmetykami. Również cena biletów wstępu wzrosła o ponad 5% z 37 do 39 euro za jeden dzień pobytu na targach.
Polski akcent na dzień dobry
Pierwsze kroki skierowałam do punktu informacji, aby spytać o polskich wystawców, którzy na targach interesowali mnie najbardziej. Na wizytówce obsługującego mnie mężczyzny przeczytałam nazwisko „Patryk Turek”, więc spytałam, czy jest z Polski. Okazało się, że jest nie tylko z Polski, ale nawet z Poznania, a jego dziadek zajmował się skupem zboża i w swoich wojażach, przejeżdżając przez Jarocin, poznał jarociniankę, zakochał się w niej, ożenił i mieszkał tu aż do emerytury. Taki polski akcent na początek.
Na targach Biofach było 40 wystawców z Polski. Swoje produkty mogli zaprezentować, goszcząc na stanowisku Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi, Wojewody Małopolskiego lub na wykupionej przez siebie przestrzeni wystawienniczej. Ta ostatnia forma była na pewno najkosztowniejszą.
Wyłamujący się wojewoda z „małej Polski”
Stanowisko województwa małopolskiego pojawiło się na BioFach po raz drugi i jest jedynym zasponsorowanym przez polskiego marszałka. Jak mówiło się w kręgach polskich „marszałek Małopolski wyłamał się i przyjechał na własną rękę”. Gdy pytam wicemarszałka Stanisława Sorysa, czy to prawda, odpowiada: - Przyjechałem z naszymi producentami po raz drugi. Nasz region jest specyficzny. Małopolska jest serdeczna, gościnna i szanująca swoje tradycje, a wszystko wynika z faktu, że żyją w tym regionie rodziny wielopokoleniowe. Poza tym teren województwa składa się w połowie z pól uprawnych, a w połowie z gór, co sprzyja rozwojowi rolnictwa, a zwłaszcza ekologicznego, które jest domeną Małopolski. To tutaj jest zarejestrowana największa ilość gospodarstw i przetwórców w trybie ekologicznym. Mamy wystarczającą ilość producentów i przetwórców, którzy mogą zagwarantować dostawę swoich produktów non stop i o to w sumie chodzi, a nie tylko o certyfikat. Wraz z wicemarszałkiem Sorysem przyjechało 6 producentów żywności ekologicznej. To za ich sprawą można było spróbować ekologii w postaci: chleba, ciast, kapusty, ogórków, soków, wina i okowity, kiełbasy, szynek oraz ziół.
Jednym z zaproszonych była „Tłocznia Maurera” z legendarnego Łącka. Na BioFach firma prezentuje się po raz drugi z dwudziestoma rodzajami soków, syropów, win i okowity. Łukasz Gromala, ubrany w stój górala, z dumą opowiada o pierwszych, produkowanych legalnie sznapsach o smaku śliwki czy gruszki Williams. Ze względu na podobne podniebienia duże zainteresowanie ich produktami wykazują szczególnie Niemcy.
Po małej Polsce duża
Polska miała duże stanowisko. Miejsce wystawiennicze znaleźli tutaj przedstawiciele zrzeszeń i grup producentów. Dotychczas na targi polscy producenci ekologiczni przyjeżdżali ze swoimi marszałkami w ramach poszczególnych województw, teraz rolę gospodarza przejęło Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi… z wyjątkiem wspomnianej Małopolski. Bartosz Pytlak, przedstawiciel ministerstwa, chwali efekty wystawiennictwa w Norymberdze, które, według relacji poszczególnych producentów, przekładają się na wzrost ich obrotów o średnio 10%. Chętni do udziału zostali przyjęci wszyscy. Łącznie z Jackiem Soską, producentem kabanosów ekologicznych z koniny, a jednocześnie radnym województwa małopolskiego. A skąd jego obecność na stanowisku ogólnopolskim? Otóż nie zdążył z procedurą zgłoszeniową u marszałka, więc przyjechał z ministerstwem. Przywiózł ze sobą nie tylko kabanosy lecz również 150 kilogramów towaru innych trzech producentów oraz trochę folkloru w postaci Krakowiaków, aby na BioFach nie było tak ubogo, jak na styczniowym „Zielonym Tygodniu” w Berlinie.
Być gościem ministerstwa czy marszałka to rzecz opłacalna, gdyż obaj sponsorzy pokrywają koszty uczestnictwa i powierzchni wystawienniczej. To, co pozostaje do zapłacenia, to podróż i nocleg.
Wszerz i wzdłuż Polski
Za swój udział w targach zapłacić musiały firmy, które odwiedzam wybiórczo, gdyż dwa dni to zbyt mało, żeby wszędzie trafić. Zaglądam do firmy Bifix z Tuszyna pod Łodzią, produkującej herbaty czarne, ziołowe oraz owocowe, a od niedawna również ekologiczne. - Widząc trend ekologiczny na świecie postanowiliśmy rozszerzyć nasz repertuar - mówi Joanna Dunal, pracownik laboratorium. Firma istnieje na rynku ponad 20 lat, a na targi przyjeżdża regularnie, gdyż tu pozyskuje klientów. - Świadomość ludzi rośnie, również w Polsce. Uczymy się ekologii, jesteśmy bardziej skupieni na tym, co jemy, co pijemy, czytamy etykiety - spostrzega moja rozmówczyni.
Na stanowisku poznańskiej palarni Astra przyjemny aromat kawy świdruje nosy gości. Pomimo swojej długoletniej tradycji firma na targach jest po raz pierwszy. Będąc uczestnikiem europejskiego projektu „paszport do eksportu”, mają możliwość uczestniczenia w niejednych wystawach. Na BioFach przyjechali z nowym produktem o dźwięcznej nazwie „Pro Comfort Organic”, czyli z ekologiczną kawą produkowaną w Etiopii. Pytam, czy decyzja przyjazdu na targi była słuszna, na co Patrycja Polnau odpowiada: - Zdecydowanie! - i pokazuje gruby zeszyt z notatkami i wizytówkami właścicieli hoteli, restauracji, sklepów i dystrybutorów.
Mirra, kadzidło i mydła na wagę
Halę Viveness zostawiłam sobie na deser. Stanowiska z ekologicznymi kosmetykami z całego świata pachną bajecznie. Co godzinę można wziąć udział w pokazie masażu, makijażu czy biżuterii. Na każdy z tych terminów spóźniam się lub jestem za wcześnie, ale nie żałuję, bo odwiedziny dwóch polskich wystawców są ciekawą alternatywą.
Maciej Przebierała założył przed piętnastu laty w Świeszynie firmę „Kanu” produkującą mydła, masła do ciała, pelingi i olejki kosmetyczne. Większość jego produktów sprzedawana jest na Zachodzie, a zwłaszcza w Niemczech, Szwecji, Belgii, Holandii, Luksemburgu i Norwegii. Do nowych klientów należą Anglia i Arabia Saudyjska. W Polsce kosmetyki dostarczane są do 130 sklepów - mydlarni przede wszystkim tzw. mydła i masła do ciała na wagę. Wyprodukować dobrą, a wręcz najlepszą jakość, która byłaby jednocześnie dla odbiorcy atrakcyjna finansowo i do tego jeszcze ekologiczna, stanowi dla producenta nie lada wyzwanie, jednak fakt, że grupa odbiorców ciągle się powiększa, świadczy o tym, że jest to możliwe. Na Viveness Maciej Przebierała przyjeżdża jako wystawca co dwa lata i jest świadomy tego, że duże pieniądze zainwestowane w stanowisko nie od razu muszą przełożyć się na podpisany kontrakt. Pieniądze to nie wszystko. Trzeba mieć nie tylko zaplecze finansowe, ale również cierpliwość i pomysły. W wyniku tych ostatnich i z myślą o swoich klientach (a zwłaszcza tych w Arabii Saudyjskiej) wykreowana została seria mydeł męskich o zapachu mirry i kadzidła. Widziałam je i wąchałam: są urzekające.
Drugim polskim stanowiskiem jest „Aromeda” z Piaseczna, produkująca od sześciu lat kosmetyki. Przed rokiem powstał w niej dział z asortymentem pochodzenia naturalnego „Naturativ”, dlatego też na Viveness zdecydowano się w tym roku po raz pierwszy. W Polsce nabyć można ich produkty w perfumeriach Sephora oraz sklepie internetowym, a za granicą poprzez dystrybutorów we Włoszech, Luksemburgu, Danii, Szwajcarii, Finlandii oraz Japonii. Kosmetyki proponowane są w kilku liniach zapachowych i obejmują całe spektrum specyfików do pielęgnacji ciała. Katarzyna Rojek pracuje w firmie od dwóch lat i jest zakochana w produktach, które oferuje: - One są nie tylko zdrowe i dobrze pachnące. One naprawdę działają! Patrząc na tę zadbaną, zdrowo wyglądającą młodą kobietę, myślę, że jest najlepszą reklamą produktów, które prezentuje.
Bagaż dwóch dni
Wychodzę z targów z kilometrami w nogach, głową pełną wrażeń, dyktafonem zapisanym rozmowami, pełnym żołądkiem, ze smakiem serów, oliwek i czekolady oraz reklamówką pełną ekologicznych próbek. Za mną dwa intensywne dni. Na zewnątrz czuć nadchodzącą wiosnę, ale aby ją zobaczyć, jest już zbyt ciemno. Tak samo będzie zapewne za rok, gdy w czasie od 10 do 13 lutego zagoszczą w Norymberdze kolejne, ekologiczne i godne polecenia targi BioFach i Viveness.