20 lat w służbie cisa
W czerwcu 1995 roku pani Teresa wybrana została po raz pierwszy na stanowisko pani sołtys. Przyznaje, że na początku była zaskoczona, gdy zaproponowano jej osobę. Zdziwiła się również od samego początku, że funkcja sołtysa jest tak różnorodna w swoich zadaniach. To już nie te czasy, jak sama mówi, gdy zadanie sołtysa polegało przede wszystkim na zbieraniu podatków od mieszkańców wsi. Dzisiaj sołtys musi być ministrem spraw wewnętrznych i zewnętrznych. Musi troszczyć się o sprawne funkcjonowanie wsi na bieżąco, ale również wybiegać w przyszłość, mieć wizje, pisać projekty, podania, pozyskiwać fundusze i potrafić przekonać władze „na górze” o korzyściach płynących z zainwestowania właśnie jego małą ojczyzną.
Gdy zaczęła swoje sołtysowanie, w Henrykowie mieszkało dużo starszych ludzi. Dzisiaj pokolenie, które wyjechało za chlebem do miasta, często wraca, remontuje domy rodziców. Nawet jeśli ok. 70-cioro dzieci dowożone jest do szkół do pobliskich Pisarzowic i do Lubania, to i tak ma się wrażenie, że wioska żyje, jest zintegrowana i pełna śladów swojej wspólnej działalności. Gdy jadę z panią Terenią przez wioskę, co chwilę pokazuje mi miejsca, w których wspólnym działaniem coś zmieniono: a to pomalowane przystanki autobusowe, a to nowy skwer, a w innym miejscu aleja cisowa. Gdy odwiedzamy henrykowskiego cisa, wędrujemy krużgankami wokół kościoła, idziemy wzdłuż drogi, wszędzie spotykamy pogodnych ludzi, którzy serdecznie pozdrawiają swoja panią sołtys
Pytam, co jest najprzyjemniejsze w byciu sołtysem, a pani Teresa mówi, że cieszy się i jest szczęśliwa jako sołtys, gdy mieszkańcy Henrykowa są zadowoleni z jej działalności, identyfikują się ze swoją małą ojczyzną, interesują dniem dzisiejszym i jutrem wioski. Lubi, gdy ludzie mają zaufanie do niej i przychodzą ze swoimi prywatnymi bolączkami. Pomaga, gdy ludzie zwrócą się do niej o pomoc, ale też ma otwarte oczy na sprawy, których nie widać na pierwszy rzut oka np. gdy ktoś zachoruje i potrzebuje opieki, wsparcia finansowego czy dobrego słowa.
Pani Teresa to nie tylko kobieta na stanowisku sołtysa, to również dobry człowiek. Przekonuję się o tym już podczas naszej pierwszej rozmowy telefonicznej. Gdy dzwonię i umawiam się z nią na spotkanie, przeprasza, że nie może rozmawiać dłużej, ale jest właśnie w odwiedzinach u jednego ze współmieszkańców, starszego pana po wylewie. – Mamy taki straszny upał, więc chciałam spytać, czy czegoś nie potrzebuje - mówi pani Terenia z tonem samym przez się zrozumiałym.
W niedawno obchodzone ogólnopolskie imieniny Henryka świętowano również 20-lecie sołtysowania pani Tereni. Były śpiewy, kwiaty, ciasto, przemówienia, serce z wikliny i osobisty prezent – bony na kosmetyki. Musiała przyrzec, że po zrealizowaniu bonów, pokaże co wybrała, bo inaczej jest podejrzenie, że pani Terenia bony podaruje komuś innemu, bardziej potrzebującemu.
To co trudne i marzenia
Co jest w jej pracy najtrudniejsze? - Mieć nerwy na wodzy i nie pokazywać, że ma się swoje granice. Trudno jest też z pozyskiwaniem środków finansowych z zewnątrz, a mi marzy się wykończenie naszej świetlicy wiejskiej. Chciałabym, abyśmy mogli przyjmować coraz więcej gości, jako mieszkańcy spędzali dużo wspólnego czasu razem i aby chrzczonych było u nas coraz więcej Henryk i Henryków.
Moja rozmówczyni jest od 17 lat radną w gminie wiejskiej Lubań, w obecnej kadencji przewodnicząca Rady Gminy Lubań, a od 2008 roku założycielką i przewodniczącą Stowarzyszenia Rozwoju Henrykowa Lubańskiego. Jej motto jako pani sołtys brzmi: - Mam jednoczyć wszystkich mieszkańców. Muszę być dobra i dla mieszkańców, i dla wójta, i dla księdza też (śmiech).
W „śpiewniku Cisowianek” jedna z piosenek zaczyna się słowami: „Na niewielkim skrawku ziemi, wieś Henryków mieści się, a w tej wiosce my żyjemy, tu rodziny mamy swe. I o naszym Henrykowie, chcemy opowiedzieć dziś, ma on przecież swą historię, bo w nim rośnie piękny cis.”
- «« Wstecz
- Dalej