Dominik Strzelec, prowadzący „Odlotowy ogród” o swojej ogrodniczej pasji
Z wykształcenia nie jest pan ogrodnikiem.
Nie. Nawet nie ukończyłem szkół związanych z ogrodnictwem, ani też nie uczestniczyłem w podobnych kursach.
Skąd więc pana pasja?
Moja przygoda z ogrodem zaczęła się dość prozaicznie, a właściwie to życie samo napisało scenariusz. Z żoną wybudowaliśmy dom, a wokół niego była przestrzeń do zagospodar rzeba było ujarzmić. Ja deklarowałem od początku, że nigdy nie będę rył w ziemi. Po prostu nie znam się i nie lubię. Nie czułem takiej iskry czy nawet pociągu do ziemi ani kwiatów. Mało tego - nabijałem się z ludzi, zwłaszcza facetów, że grzebią między grządkami. Półtora roku trwało, żebym stwierdził, że to jest fajne zajęcie. Oprócz tego, że rośnie to, co posadziłem albo się rozrasta, zwiększa swoją objętość czy upiększa przestrzeń, było coś jeszcze. A co? Można się nieźle zmęczyć. (...)
A dodatkowo żona inspirowała pana do działania.
Najpierw delikatnie, spokojnie, żebym się nie zraził. Powiedziała „Słuchaj stary, to ty rób architekturę. Na początku zrób nam chodniki. Zrób coś z tą skarpą, może jeszcze jakieś źródełko. Tutaj jakieś miejsce do siedzenia, ale trzeba zrobić i schody.” Tak mnie wkręciła. Padłem. Stałem się ręcznym narzędziem w rękach kobiety, ale stwierdziłem, że to bardzo fajne.
I tak to się zaczęło?
Dokładnie. Rozpoczynałem od prac związanych z architekturą. Kładłem chodniki z kostki granitowej. Kosztowało mnie to dużo pracy, no i musiałem trochę poczytać, porozmawiać z ludźmi, którzy się tym zajmują. Zastanawiałem się, dlaczego tak, a nie inaczej? Metodą prób i błędów zacząłem się tego uczyć. Wtedy zorientowałem się, że to jest fajne zajęcie. Z nikim nie trzeba negocjować, nikt się nie buntuje.
Po architekturze zaczął pan nowy etap wtajemniczenia.
Niektórzy z moich znajomych mówili, że to za szybko, bo ja się szarpnąłem na system nawadniania. Aby zrobić jakąś rzeczkę, trzeba też posiadać odpowiednią wiedzę z zakresu instalacji. Materiałów na ten temat jest sporo i tutaj uciekłem do fachowej pomocy. Uczestniczyłem w kursie, który pozwolił mi nabrać wiedzy ogólnej. Później musiałem już sam się „doszlifować”. Musiałem czytać, uruchomić internet, aby to dobrze działało. Przyznam, że sprawiało mi to ogromną frajdę.
Czyli do kwiatowych rabat ręki pan nie przykładał?
Przykładałem, ale powoli i stopniowo. Jak opanowałem jedną sztukę, zbierałem się za następną i to były właśnie rośliny. Iglaste, liściaste, te, które są zimozielone, te, które liście gubią, drzewa i tak w kółko. Najmniejszą uwagę poświęcałem bylinom, bo zawsze uważałem je za niewartościowe. Bo dzisiaj są, a za chwilę wycinałem je do samej ziemi. Dziś muszę przyznać, że kwitnące, wieloletnie byliny to coś pięknego.
Ma pan swoje ulubione rośliny?
Mam takie, które bardzo lubię i boję się, żeby nie pakować ich do wszystkich ogrodów, bo to widać. Bardzo mi się podobają pewne połączenia roślin. Jeśli chodzi na przykład o aranżację z przodu domu, w takich miejscach bardzo dobrze prezentują się określone rośliny w połączeniau na przykład z bukszpanem, cisem, lawendą i różą. Idealnie będzie, jeśli do tego dorzucimy jakąś trawę, ale nie za wysoką, która świetnie kołysze się na wietrze.
Czyli według pana rośliny cięte i formowane nadają ogrodowi poważny i formalny charakter?
Dlatego trzeba też wprowadzać inne formy, czyli trochę rozpierzchłe, nie do formowania. Jeżeli chodzi o żywopłoty, to lubię, jak są formowane, najlepiej z roślin liściastych, które wraz z porą roku będą zmieniać kolory. Przecież zimą żywopłot może być bez liści, bo i tak nikt nie siedzi na ogrodzie i można widzieć sąsiada. A latem, kiedy korzystamy z ogrodu, żywopłot jest pięknie zielony. Ostatnio zostałem złapany na tym, że próbuję część formowaną zmieszać właśnie z drzewem zdecydowanie wyższym. Łamię tę linię prostą i nadaję takiego charakteru. Coraz częściej odchodzę od żywopłotów z iglaków. Natomiast takie elementy przystrzyżone przed domem z jakiegoś cisa, uformowane jeszcze najlepiej po okręgu, co nada im charakteru - jak najbardziej lubię i robię. Z pewnością wokół tarasu nie będę polecać nikomu kwitnących bylin, ponieważ siedząc tam, gdzie byliny już przekwitły, widzi się pousychane liście czy jakieś złamane gałązki. Tam musi królować roślina, która cieszy oko swoim pokrojem, liśćmi i kwiatami jak najdłużej.
Duży ma pan przydomowy ogród?
Mój ogród ma 1.100 metrów kwadratowych i uważam, że jest za duży. Jest w nim strasznie dużo pracy. Rok w rok. Gdy jest w okresie rozkwitu, cieszy oko. Jest w nim tyle kolorów, że zachwyca również naszych znajomych i przyjaciół.
Dziś połączył pan przyjemne z pożytecznym i prowadzi pan swoją firmę z branży ogrodniczej.
Uruchomiłem firmę, która na początku zajmowała się wyłącznie nawadnianiem. Później udało się dołączyć do tego projekt i aranżację ogrodu. Natomiast stawiam na to, aby ta firma funkcjonowała jako pasja. Lubię stwarzać wygodę dla ludzi niczym dobry garnitur uszyty na ich miarę, czyli nie realizować swoich zapędów jako projektanta zieleni i nie próbuję wmówić ludziom, że to jest dla nich dobre i tak musi to wyglądać. (...)
Trudno jest przygotowywać komuś aranżację ogrodu?
Różnie to bywa. Ostatnio mieliśmy sytuację, że inwestor przygotował mniejszą sumę pieniędzy niż wyszło z kalkulacji i postanowił zrezygnować z kilku propozycji. W tym momencie zaproponowałem mu zakup projektu wykonawczego, a co oni później zrobią, to ja już nie będę miał na to wpływu. Nie chciałbym, żeby potem ktoś powiedział, że to ja go wykonałem. Całość miała sens, bo była wkomponowana w otoczenie i spełniała oczekiwania domowników. Jednak późniejsza propozycja inwestora zbyt mocno odbiegała od mojego zamysłu, dlatego rozwiązaliśmy współpracę. Czasami warto poczekać i wykonać projekt etapami, by uzyskać zadowalający efekt. Nam niestety daleko do japońskich ogrodników, którzy powoli dążą do celu, a potem efekt finalny jest powalający. Uważam, że im więcej pracy i czasu poświęcimy tu i teraz, tym efekt za rok czy dwa będzie fajniejszy i bardziej cieszyć.
Ogród jest też takim miejscem, gdzie wypoczywamy i ładujemy nasze „bateryjki”. Czy według pana powinno się w nim znaleźć również miejsce na rekreację?
To bardzo dobry pomysł. Wspólnie z kolegą jesteśmy w trakcie realizacji nowego pomysłu pod hasłem „SPORTOWY OGRÓD”( www.sportowyogrod.pl). Jest to połączenie aranżacji terenów zielonych, zarówno prywatnych posesji, jak i terenów komercyjnych z profesjonalnym doradztwem, realizacją inwestycji i sprzedaży sprzętu sportowego. Chcemy zagospodarowywać miejsca z wykorzystaniem boisk, siłowni zewnętrznych, placów zabaw i basenów. Tym samym chcemy przenieść sport do ogrodu.
Mieszka pan w Pile. To daleko od Warszawy. Jak więc trafił pan do telewizji?
Trafiłem tam dzięki mojemu koledze. Zadzwonił do mnie z wiadomością o castingu na prowadzącego. Moja odpowiedź była taka: „Casting na prowadzącego? Czyś ty zbaraniał? Nigdzie nie jadę”. Wyrzuciłem maila do kosza. Po dwóch tygodniach od tej rozmowy przeglądałem pocztę, czegoś szukałem i w koszu odnalazłem tę wiadomość. Tak dziwnie mi się zrobiło, bo tak nie elegancko, gdy przyjaciel ci coś wysyła, a ty tego nawet nie przeczytasz. Zobaczyłem, co to jest. Wysłałem swoje zgłoszenie i po dwóch dniach zadzwoniła do mnie pani, która okazała się później świetnym fachowcem i fajną dziewczyną, z którą współpracowałem w programie. Zaprosiła mnie na casting. Na nim okazało się, że nie miałem konkurencji, chociaż trzymali mnie w niepewności. Po dwóch tygodniach zadzwonili do mnie z telewizji, że chcą ze mną współpracować. Bardzo było mi miło, natomiast zacząłem zastanawiać się, co będzie dalej.
I tak zaczęła się pana przygoda z kamerą.
Zacząłem jeździć do telewizji, były zdjęcia próbne i materiały. Okazało się, że spodobało mi się to bardzo i chyba dobrze wpisałem się w profil prowadzącego. Dobrze współpracuje mi się z kamerą, no i połączono to z moją Z taką ekipą jeszcze chętniej jadę na zdjęcia, bo wiem, że razem uda nam się splądrować kolejny ogródek, w którym po pierwszym dniu będą same zgliszcza, ale w drugim już będzie super. Ręczę za to całym sobą. Sam mocno angażuję się w pracę na planie i czasami nie było to proste, bym na nagraniach wyglądał czysto i witalnie. Bywało, że po prostu mi wysiadał głos. Dlatego też dostałem nakaz, by się nieco oszczędzać.
A ma pan w programie nie lada wyzwanie. Dysponuje pan kwotą 5 tys. zł i w ciągu 2 dni musi doprowadzić do porządku zaniedbany ogród.
Program jest niesłychanie wyśrubowany co do funduszu, czasu i do samego podejścia do tego ogrodu. W programie mamy 2 dni i 5 tys. zł przeznaczone na materiał, który zostawimy w tym ogrodzie, który stworzy nam pewną aranżację. To, że uda mi się kupić rośliny w takich cenach, jak pokazujemy, to wynik choćby moich kontaktów handlowych. Przeciętny Kowalski nie kupi ich w szkółce w tak promocyjnej cenie. Przygotowanie projektu obejmuje ogródek o powierzchni do 150 m2. Jeśli ogród będzie miał 200 m2, a część przestrzeni będzie można zagospodarować w sposób łatwy, prosty i przyjemny, to też podejmujemy takie wyzwania.
Czy dwa dni na wykonanie całej pracy to nie jest mało?
Jakoś udaje nam się ze wszystkim zdążyć. Pierwszy dzień jest kluczowy, bo wykonujemy w nim najwięcej pracy i jest ona często przerywana przez nagrania. Moi ludzie wtedy nic nie robią, bo ja muszę w tym czasie o wszystkim opowiedzieć do kamery. Kiedyś burzyli się, że praca stoi w miejscu, ale takie są realia programu. Trzeba jeszcze pamiętać, że przed rozpoczęciem zdjęć muszę opracować cały plan działania, sporządzić kosztorys i zapotrzebowanie materiałowe oraz poszukać tego wszystkiego możliwie jak najbliżej miejsca, gdzie będziemy robić ogród. Trudno jest, mieszkając pod Piłą, znaleźć dobrego dostawcę roślin na przykład w Lublinie.
Zauważyłam, że podczas nagrań często towarzyszy wam deszcz, który chyba nie ułatwia pracy.
Nie ma zmiłuj się, bo mamy tylko 2 dni. Sprawdzam pogodę, ale przewidywalność jest w 90% i zostaje te 10%, więc możemy mieć pecha. Nie możemy czekać aż przestanie padać, bo za chwilę mamy finał. Nie ukrywam, że paskudnie się pracuje w deszczu, ale nic na to nie poradzimy.
Zanim pojawicie się w ogrodzie bohatera, to chyba posiadacie jakąś wiedzę na jego temat?
Najpierw dysponujemy dokumentacją, którą nam przesłał, a później przeprowadzamy z nim wywiad. Musi on być dość obszerny, bo na jego podstawie możemy choćby wyrobić opinię, czy to jest bohater gotowy na zmianę, czy pójdzie na kompromis albo czy mamy wsparcie ze strony jego rodziny. To wszystko wykorzystujemy do zbudowania odcinka. Zarówno starsi, tak jak i młodzi są zdolni do kompromisu. To, jak wygląda ogród, niejednokrotnie jest stanem umysłu naszego bohatera.
I niejednokrotnie przez wiele lat ten bohater nic nie robił w swoim ogrodzie.
To prawda. Często jest to dla nich szokiem, kiedy po 2 dniach widzą coś, czego im nie udało się zrobić na przykład w pięć lat. A zdarzało nam się zastać w ogrodzie nawet plantację pokrzyw do pasa.
Oglądając program widzimy bardzo zaniedbane ogrody, którym nadaje pan nowy charakter. Sprawdzał pan kiedyś, jak one wyglądają kilka tygodni czy miesięcy później?
Ludzie mają pewne nawyki lub ich brak, dlatego te ogrody były tak zaniedbane. Często im też się po prostu nie chciało nic robić w tym celu. Prosiliśmy o zdjęcia wybranych ogrodów, jak wyglądają po metamorfozie. Widzieliśmy tylko niektóre z nich 2-3 miesiące po naszym wyjściu. Przyznać muszę, że było mi smutno, bo tyraliśmy ogromnie, zostawiliśmy w nich mnóstwo potu, krwi, łez i potem widzę coś takiego, że po prostu brak mi słów. Oczywiście były też takie ogrody, które się nie zmieniły, czyli szły w takim dobrym kierunku - rokują sukces. Z całą ekipą zawsze życzymy sobie, by te ogrody wyglądały lepiej niż my je zostawiamy. Szkoda, że ludzie nie potrafią wykorzystać tego, co dostali ekstra gratis. Wystarczy tylko podlać, przyciąć czy zagrabić.
Łatwiej jest współpracować z młodymi czy starszymi właścicielami ogrodów?
Wydaje mi się, że młodym ludziom jest łatwiej zaproponować coś, do czego nie są przekonani, ale będzie się fajnie prezentowało, coś czym będą mogli zabłysnąć wśród znajomych. Ludzie dojrzali potrzebują innych walorów. Tu trzeba sprawić, żeby dostali to, czego chcą, ale w odpowiedniej formie. Sugerować rozwiązania i starać się, by wykazać plusy i minusy, natomiast wybór pozostawić im samym. Wydaje mi się, że lepiej mi się rozmawia z osobami starszymi. Daję im wybór przed samym wariantem i są świadomi poprzez swoje oczekiwania życiowe, wybierając to, w czym się lepiej czują. Młodzi ludzie wolą więcej fajerwerków, czyli jakieś bajery i orientalny styl.
Jakie są według pana w tej chwili polskie ogrody?
Nauczyłem się już tego, żeby nie oceniać. Obserwując ogrody Polaków mogę powiedzieć tylko tyle, że się zmienia na lepsze. Coraz więcej ludzi chce zmienić, upiększyć i poprawić swoje otoczenie oraz posadzić tam rośliny. Jednym słowem sprawić, aby ogród był coraz ładniejszy. Często Polacy zapominają o jego funkcjonalności, dlatego coraz częściej widać, że ktoś im pomagał, projektował, a nawet wykonał ten ogród. Są ogrody zrobione własnym sumptem czy pomysłem artystycznym, ale to dobrze. Kicz, siara - to mi nie przeszkadza. Najważniejsze to, co mam w swoim ogrodzie. Jeżeli ktoś posadzi sobie pelargonie z sukulentami, a nad tym jeszcze kasztanowca - to super! Jeżeli komuś się to podoba, to niech tak ma.