Przywiązanie do wsi, rodzinnej tradycji i historii - tego z pewnością nie można odmówić rodzinie Wieczorków z Małyszyna Dolnego (gm. Mirzec, pow. starachowicki). Niegdyś tętniło tu życie. Młyn, gdzie mielono zboże na mąkę, z której powstawał chleb, odwiedzało wielu rolników. Dziś to już wspomnienie, ale poczucia wspólnoty z polską ziemią rodzinie nie odbierze nikt.
Pierwsze miejsce w powiecie starachowickim i wyróżnienie w województwie świętokrzyskim - takim wynikiem zakończył się ubiegłoroczny udział Joanny i Janusza Wieczorków z Małyszyna Dolnego (gm. Mirzec) w XVIII edycji konkursu "Piękna i bezpieczna zagroda - przyjazna środowisku". O tym, że nagroda dla gospodarzy z gm. Mirzec była w pełni zasłużona, można się przekonać, odwiedzając gospodarstwo państwa Wieczorków. To tu w Małyszynie Dolnym, na 7,5-hektarowym gospodarstwie działał niegdyś młyn, gdzie przetwarzano zboża z gminy i okolicy na mąkę.
Małyszyński młyn ma bardzo bogatą i ciekawą historię. Jego początki datowane są jeszcze na czasy Biskupów Krakowskich, kiedy to na ówczesnej kielecczyźnie istniały dymarki, z których wytapiano rudę żelaza.
- Rudę wytapiano w Kunowie, Krynkach, Brodach, Nietulisku, Starej Rudzie oraz oczywiście w Małyszynie - mówi Joanna Wieczorek, opowiadając przekazywaną z pokolenia na pokolenie rodzinną historię. - Dymarki były eksploatowane jeszcze do XVIII wieku. Ale ze względu na niski poziom wody w stawie i niską zawartość żelaza w rudzie, zaprzestano wytopu. W tej miejsce powstał młyn. Pamiętna dla rodzinny była data 1884 roku, kiedy to mój prapradziadek z Gadki kupił osadę młyńską od Skarbu Państwa i osiedlił się w Małyszynie.
Bogata historia
Największe lata świetności młyna przypadały na okres międzywojenny, kiedy to nie tylko mielono zboża na mąkę. Była tu tłocznia oleju rzepakowego, praktykowano również folowanie sukna (było to spilśnianie sukna domowym sposobem, by tkanina była bardziej miękka i nadawała się do użytku).
- Po drugiej wojnie, mój dziadek Jan Gralec założył w młynie elektryczność. było to przełomowy moment w historii. Dziadek przekazał działalność mojemu ojcu. W międzyczasie młyn został upaństwowiony. W 1990 roku - stary, drewniany młyn pobudowany przez pradziadów spłonął. Dzięki ustawie reprywatyzacyjnej udało nam się go przejąć na własność. Odbudowaliśmy młyn na własny koszt. W latach 1993 - 2011 prowadziliśmy działalność - to było główne źródło naszego utrzymania. Młyn mielił mąkę da piekarni, była to głównie mąka pszenna i żytnia a także razowa, były też śruta i otręby. Skupowaliśmy mąkę z okolicy i nie tylko. Przyjeżdżali do nas rolnicy z województwa świętokrzyskiego i mazowieckiego. Od naszych rolników kupowaliśmy głównie żyto. Pszenicę ze względu na słabą jakość (niska zawartość glutenu) musieliśmy sprowadzać z odległych części Polski. Z czasem to wszystko stało się coraz mniej opłacane. Ze względów ekonomicznych musieliśmy zamknąć młyn - dodaje pani Joanna wierząc głęboko jeszcze kiedyś powrócą do tej działalności.
Uroczy zakątek ziemi
Choć działalność młyna została wstrzymana, pozostał uroczy zakątek ziemi, gdzie można poczuć klimat i podziwiać uroki polskiej wsi.
- Są kury, jest krowa, ryby w stawie, który jest pasją moją męża. Poza tym jest sad, gdzie rosną śliwy, jabłonie, winogrono. Wiele roślin, krzewów, kwiatów oraz obowiązkowo warzywa z własnego ogródka, by rodzina odżywiała się zdrowo. Ich uprawy nigdy nie zaprzestałam i dopóki sił starczy, własna marchew i pietruszka muszą być - mówi pani Joanna, która każdego dnia dogląda swojego przybytku.
Tu się urodziła, wychowała. Wieś to jej miejsce na ziemi.
- Lubię piękno przyrody, lubię zwierzęta. Tu mamy swój zakątek, gdzie możemy odpocząć z dala od wielkomiejskiego zgiełku - dodaje pani Joanna.
Do konkursu, który zorganizowany został przez Świętokrzyską Izbę Rolniczą, zgłosiła gospodarzy z gm. Mirzec, Iwona Stępień, sołtys wsi Małyszyn.
- W życiu w żadnym konkursie nie braliśmy udziału. Czy zasłużenie otrzymaliśmy nagrodę, nie wiem, ale to z pewnością dla nas wyróżnienie i satysfakcja. To zwieńczenie pracy, którą wykonywaliśmy przez lata i praktykujemy na co dzień. To efekt pracy i zaangażowania całej rodziny. Potrzeba wiele starań, by uzyskać taki efekt. Od tego nie ma urlopu. Ale satysfakcja jest. Nie robimy tego dla ludzi, dbamy dla siebie, by móc w ciszy i spokoju odpocząć. Tu chętnie wracają nasze dzieci, które uwielbiają pić kawę i jeść śniadania na powietrzu przed domem. Cieszy nas, że zostało to przez innych dostrzeżone i docenione - dodaje pani Joanna, która ubolewa nad jednym. - To bardzo ważne w dzisiejszych czas, bo niestety tożsamość wsi się zatraca. Wystarczy popatrzeć jadąc przez wieś - wieś robi się niczym wybetonowane miasto, gdzie w obejściu dominuje bruk. A szkoda, bo polskość jest zakorzeniona we wsi... - podkreśla laureatka nagrody.
Ewelina Jamka